W tym ostatnim przed wakacjami wpisie chcę poruszyć pewien
poważny temat – masakry w szkołach. Często przy takich okazjach w komentarzach
pojawiają się zdania w stylu „dzisiejsza młodzież jest zepsuta!”, „kiedyś było
inaczej – żadnych ochroniarzy, tylko woźna ze szmatą!”, „winę ponoszą pełne
przemocy gry komputerowe”. Z kolei w mediach jakiś utytułowany spycholog wśród
winnych wymienia przede wszystkim gry komputerowe, wszechobecną erotykę, uzależnienie
od internetu i (z rzadka) Harry’ego Pottera.
Kolejne osoby podchwytują temat. Powstają publikacje
dziennikarskie, artykuły naukowe i inne podobne. Ponownie wśród winnych
wymienia się pełne przemocy gry komputerowe i filmy oraz seriale. Pisze się, że
sprawcy działali według schematu zaczerpniętego z elektronicznej rozrywki, że
młodzi ludzie spędzają czas przed komputerem i myślą, że mają ileś tam żyć.
Oczywiście w nosie mając tak proste powody jak choroba psychiczna sprawców.
Tak było między innymi w przypadku tragedii w Erfurcie,
Littleton, Parkland i niedawno (choć już nieco łagodniej) w Wawrze.
Ale czy to jest nowość? Nie. I wydarzenia, które chcę Wam
dzisiaj nakreślić nie rozegrały się w słynących ze strzelanin Stanach
Zjednoczonych Ameryki, lecz w Polsce. Konkretniej – w Gimnazjum im. Joachima
Lelewela w Wilnie, dnia 6 maja 1925 roku.
Wówczas dwóch maturzystów – niespełna 23-letni Stanisław
Ławrynowicz i 21-letni Janusz Obrąpalski*
(…) uczniowie gimnazjalni, synowie najzacniejszych rodzin, wychowani, zdawałoby się, w sferze i atmosferze bynajmniej nie jakichś «dzikich pól» (…) „rozrachowują się“ ze swymi nauczycielami strzelając do nich z rewolweru lub ciskając ręczne granaty… [8]
Tymi słowami rozpoczął się news w wileńskiej gazecie „Słowo”
dzień po zajściu. Faktycznie, obaj maturzyści, używając także materiałów
wybuchowych, zabili trzy osoby oraz siebie. Cały przebieg był dość typowy dla
szkolnych masakr, także tych niedawnych:
Dyr. Biegański (…) o godzinie 11-tej minucie 5-tej, jednemu z abiturjentów Stanisławowi Ławrynowiczowi odebrał papier egzaminacyjny (…). Wówczas to żywiona do dyrek. Biegańskiego niechęć i rozżalenie wybuchły jak proch lontem dotknięty. Ławrynowicz, dobywszy z kieszeni rewolwer dał do dyrekt. Biegańskiego dwa po kolei strzały raniąc go w rękę i w nogę. Koledzy rzucili się ku Ławrynowiczowi. On strzelił raz jeszcze, kładąc trupem jednego z nich, Aleksandra Zagórskiego, i dobył z zanadrza granat. Wśród nieopisanego popłochu nie stracili głowy tylko dwaj abiturjenci: Bończa-Osmołowski i Symonowicz. (…) Dopadli do Ławrynowicza i chwycili go z tyłu za ręce. Zdołał on już był na nieszczęście wyrwać z granatu lont. Granat eksplodował. (…)W tenże straszliwy sposób śmierć poniósł na miejscu najbliżej niego znajdujący się kolega Tadeusz Domański. Ciężkiemi ranami okryty padł prof. Jankowski. W chwili gdy krwawa tragedja rozgrywała się w sali egzaminacyjnej (…) rozległy się (…) strzały. Strzelał (…)Janusz Obrąpalski. Gdy go otoczono (…) rzucił granat ręczny (…) który na szczęście nie eksplodował. Wówczas (…) targnął się na własne życie. Padł brocząc krwią, ciężko ranny i godzin parę potem wyzionął ducha. [8]
Jak widzicie – podobieństw do wspomnianych „masakr” jest
sporo: obaj zabójcy zginęli – w tym jeden śmiercią samobójczą. Pozostałe trzy
osoby (prof. Jankowski również zmarł) były z kolei przypadkowymi ofiarami –
mimo że celem był prof. Biegański.
Jak można się domyślać sprawa bardzo szybko nabrała
charakteru politycznego – minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
(ówczesny MEN) Stanisław Grabski przyjechał do Wilna 12 maja [9] - i
ogólnokrajowego. Pisała o tym m.in. „Gazeta Polska”, nadając tytuł „Krwawy
egzamin”:
[2]
Możliwe, że rolę odegrały zdarzenia, o których pisały niemal
wszystkie znalezione przeze mnie dzienniki, a co szczególnie podkreśliła
„Gazeta Poranna 2 Grosze”:
Między Ławrynowiczem i Obrąpalskim miała miejsce zmowa. Świadczy o tem zachowanie się obu w czasie tragicznego zajścia, a także fakt, że noc ostatnią spędzili razem na pijatyce. [4]
Po czym ta sama gazeta dodaje:
W mieszkaniu Ławrynowicza znaleziono jeszcze 5 granatów; był on sierżantem w Z. B. K. (związek bezpieczeństwa krajowego organizacja wojskowa pod wpływami „Strzelca" 1„P.O.W." oraz pułków legjonowych stacjonowanych w Wilnie). (…)Rewizja doraźna przeprowadzona w chwilę po zajściu ujawniła jeszcze 7 rewolwerów u uczniów. [4]
Również „Gazeta Polska” wskazywała na przynależność obu
sprawców do piłsudczykowskiego Związku Bezpieczeństwa Krajowego. Redakcje obu
dzienników pisały także o ich prawdopodobnej neurastenii [3] [4].
"Gazeta Polska” i „Gazeta Poranna 2 grosze” wskazują,
że, jak wynika z powyższych fragmentów, nie byli to „zwyczajni uczniowie”, lecz
mieli dostęp do broni palnej – Ławrynowicz z „własnych” zasobów, natomiast
Obrąpalski pożyczył broń od swojego kuzyna [8].
Co ciekawe, szukając winnych, dziennikarze skupili się
na dwóch różnych kwestiach. Po pierwsze odnieśli się do zagrożenia Polski przez
komunizm:
Wczoraj w południe w czasie egzaminu maturalnego w wileńskim gimnazjum (…) zaszedł fakt, który grozą swoją wstrząsnął całą ludność m. Wilna i który jest jednym z groźnych przejawów bolszewizmu. (…) Panowała ogólna opinja, iż w uczelni tej toleruje się bolszewickie metody wychowawcze. [3]
Z kolei drugim „winnym” obwołano system szkolnictwa II
RP:
(…) Zawsze i wszędzie tam, gdzie młodzież popełnia czyny rozpaczliwe, część winy spada na nauczycieli. (…) Na kresach wiele urządzeń szwankuje. Czy i szkolnictwo nie przedstawia tam również groźnych wad? [5]
Tekst w podobnym tonie pojawił się w gazecie
„Robotnik”:
(…) Więc co to jest owa matura? To jest cały ostatni rok nauki w szkole średniej, odbywającej się w stanie ciągłego zdenerwowania, udręki i obawy, czy uczeń lub uczennica, bez względu na pracę i stopień wiadomości, inteligencję i rozwój umysłowy, zdadzą egzamin wymagany przez przepisy ministerjum oświaty, a mający tę specyficzną właściwość i straszną siłę, że albo otwiera, albo na zawsze zamyka wrota do dalszych wyższych studjów naukowych, że albo ułatwia, albo niszczy, tak zwaną karjerę życiową wszystkim kończącym szkołę średnią. (…) Egzamin ten nie byłby trudny, gdyby przygotowanie się do niego (…) odbywało się w atmosferze nie tak denerwującej i gdyby wymagany przepisami ministerjalnemi program nauk mógł być w całości w szkole wyłożony. (…) Otóż dwaj szaleńcy, mając przed sobą łatwą karjerę państwową zamkniętą, zemścili się na komisji egzaminacyjnej, Bogu ducha winnej, gdyż tylko spełniającej to, co jej nakazywały przepisy ministerjalne. Straszna, krwawa matura wileńska świadczy, że egzamin dla otrzymania świadectwa dojrzałości powinien być zniesiony(…). [7]
Powyższy fragment jest o tyle interesujący, że - z drobnymi
poprawkami - mógłby trafić na łamy dowolnej współczesnej gazety nawet dzisiaj.
Pokazuje także, że, choć zdarzenie miało charakter jednostkowy, zawsze znajdzie
się kozioł ofiarny, na którego można zwalić winę za dowolne zdarzenie.
Oczywiście, zajście nie pozostało bez echa także w
innych dziennikach – niemal wszystkie, które znalazłem wspominały o nim
przynajmniej w jednym numerze. Pisał o tym „Głos Lubelski”, „Kurjer Warszawski”
oraz „Kurjer Poznański”. Ten ostatni dał taki tytuł i lead:
[6]
Również prasa światowa wspominała o zajściu, m.in. „New York
Times” i australijski „The Argus”:
[1]
Wszystko wygląda ciekawie, ale pewnie się zastanawiacie „co
było przyczyną?”. Cóż, gazety szybko straciły zainteresowanie tematem.
Prawdopodobnie chodziło o niechęć obu uczniów do nielubianego dyrektora oraz
fakt, że nie był to ich pierwszy egzamin maturalny. Zgadza się – obaj uczniowie
już raz oblali maturę i musieli zostać na kolejny rok. Z całą pewnością, co,
już pierwszego dnia po zajściu, zauważa „Słowo” - obaj zabójcy nieprzypadkowo
byli tak mocno uzbrojeni [8].
Na szczęście, jest to jedyna tak tragiczna szkolna
strzelanina na terenach Polski. I obym nigdy nie musiał edytować tego zdania.
Pisząc ten tekst naszła mnie pewna myśl. Nam wydaje się to
oczywiste, ale jest pewnie sporo osób na świecie, które myślą, że przemoc w
szkole to coś nowego (jak wspomniałem na początku). Dlatego, kończąc ten wpis,
mam do Was prośbę – jeśli kiedykolwiek zobaczycie w komentarzach (np. przy
okazji kolejnej szkolnej tragedii) słowa, że to wina gier komputerowych to
proszę – wrzućcie tam mój wpis…
…albo link do Wikipedii, gdzie opisane jest to zdarzenie. Wiadomo
przecież, że ludzie prędzej uwierzą cioci Wiki niż mnie – zdegenerowanemu
graczowi :P.
Do zobaczenia we wrześniu! Życzę Wam bezpiecznych i
spokojnych wakacji!
* W niektórych gazetach pojawia się nazwisko „Obrąbalski”.
Jednakże, wileńskie „Słowo” (będące najbliżej miejsca zdarzenia) oraz list
otwarty ojca – Emanuela Obrąpalskiego [9] wskazują na zapis nazwiska przez
"p" jako właściwy.
Źródła:
[1] „Argus, The”, 9 maja 1925 roku, s. 33.
[2] „Gazeta Polska”, nr 105, s. 2.
[3] „Gazeta Polska”, nr 106, s. 2.
[4] „Gazeta Poranna 2 Grosze”, nr 125, s. 2.
[5] „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, nr 127, s. 4.
[6] „Kurjer Poznański”, nr 107, s. 4.
[7] „Robotnik”, nr 128, s. 1.
[8] „Słowo”, nr 102, s. 1.
[9] „Słowo”, nr 107, s. 1.
[10] „Warszawianka”, nr 134, s. 3.
[11] Wikipedia.