poniedziałek, 29 lutego 2016

sobota, 27 lutego 2016

Asasyńskie marudzenie [Recenzja]

Zawsze lubiłem serię AC. Ubisoft potrafił przytrzymać mnie przy ekranie podczas przygód Altaira oraz Ezio. Trochę przynudzał, ale Connora też przetrawiłem. Za to pirackie przygody Edwarda były dla mnie przez długi czas nadzieją na poważny rozwój serii.

Potem nadszedł Arno, na którego przygody zużyłem kod dołączony do karty graficznej. Nie mogłem – porzuciłem go po jakiś dwóch tygodniach.

Ale, gdy usłyszałem o Asasynie w XIX-wiecznym Londynie, musiałem to zobaczyć. A moja chęć poznania tej gry wzrosła jeszcze bardziej, gdy dowiedziałem się, że będę sterować dwójką bohaterów.

I wtedy…

Bohaterowie na miarę naszych możliwości

…poznałem bliźnięta – Evie i Jacob Frye. Ona kierująca się rozumem, kobieca, skradająca się i szlachetna. On – męski aż do bólu, cwaniaczek, zabijaka. Jak miałem ich nie polubić?

Ano, właśnie. Nie polubiłem. Oboje zostali źle nakreśleni – właściwie nie widziałem między nimi różnicy – poza płcią, oczywiście. Trio z GTA V mogłoby oboje wiele nauczyć o charyzmie i kłótniach. Szczególnie, ze przełączanie się między rodzeństwem to lekka kpina – no, chyba, że opanowali translokację. Ogólnie, Ubisoft poszedł dziwną, dla mnie, drogą – zamiast jednego porządnego bohatera na miarę co najmniej Edwarda lub Ezio, dostałem parę, która jest tylko nieco lepsza od Connora.

Bo niby mają własne cele - Evie chce zdobyć Fragment Edenu przed Templariuszami, a Jacob – skopać tyłki poplecznikom tychże tworząc gang – „Rooks” (swoją drogą – kto wymyślił polską nazwę - „Skokierzy”?). Super, założenia mi się podobały – oczekiwałem różnych misji dla obojga i różnych podejść (subtelnego i siłowego).

A figa! Szybko okazuje się, że oboje kierują tym gangiem (a niby Evie nie chciała brać w tym udziału) i ostatecznie oboje (spoiler alert!) odbierają artefakt Crawfordowi Starrickowi (NSG). Przechodzenie misji u obojga wygląda niemal identycznie. Choć wolałem kierować Evie, bo na późniejszym etapie gry może „zniknąć”, co ułatwiało gubienie pościgu.

Skoro już wspomniałem o głównym złym - przed rozgrywką poczytałem trochę i miałem wizję ciekawego przeciwnika, na miarę przynajmniej Cesare Borgii. Cóż, jego dziwne zachowania (spoiler)(taniec z Evie, gra na fortepianie itp.) były całkiem interesujące i nawet zacząłem go lubić. Jednak finałowa walka z nim to był koszmar. Osobie, która ją wymyśliła powinno się zabrać pensję. Serio. Biegnij do bossa – bij go – zostań złapany. Biegnij jako drugi bohater – bij bossa… To ma być dobra walka? Żarty sobie robicie w tej Kanadzie?

Kolejnym elementem, który byłby lepszy, gdyby chodziło o jednego bohatera to poziomy umiejętności. Przyznam, taki erpegowy rozwój to dobry pomysł dla serii – coś nowego i dającego iluzoryczny wpływ na rozwój postaci. Cóż, przynajmniej do momentu, gdy wypełnimy wszystkie poziomy drzewek i odkrywamy, że obie postacie są pod tym względem niemal identyczne. Równie dobrze mogły mieć jedno wspólne (byłoby mniej klikania). Dodatkowo, maksymalny poziom i wszystkie umiejętności udało mi się zdobyć w połowie gry (!). Powinno być jakieś ograniczenie, ale nie – (spolier!) wystarczy zdobywać po kolei dzielnice i gotowe. Potem trzeba tylko czekać na lepszy sprzęt (który też IMO zdobywa się zbyt szybko) i postać silniejsza od wszystkich wrogów gotowa.

Przechodząc dalej warto wspomnieć o postaciach pobocznych. O ile te historyczne (Florence Nightingale, królowa Wiktoria, Karol Darwin itd.) zapamiętałem bez problemu (no, może poza Thomasem Edisonem, który w grze był ze 20 minut), tak o pozostałych szybko zapominałem (do dziś nie pamiętam nazwiska Mistrza Asasynów :O). Szczególnie mam problem z „tym policjantem, co się przebiera”. Nazwałem go „Dedek”, bo przy pierwszym spotkaniu był ubrany jak Tomasz Dedek w „Poranku kojota” (brakowało mi tylko – „pińćset złotych, pikny kawalerze” J). O przeciwników nawet nie dbałem – ot, jakaś templariuszka czy ktokolwiek inny. A szkoda, bo mogły to być postacie równie ciekawe, co te z pierwszego Asasyna.

Co do gangów – w mieście rządzą „Blighters”, a „Rooks” mają odbić miasto spod ich panowania. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie jeden szkopuł. Odbijanie dzielnic polega na wykonaniu dowolnym bohaterem kilku misji w obrębie miejsca. Mamy tu uwalnianie pracujących dzieci, czasem zabicie przywódcy, zdobycie twierdzy (czyli kilku kamienic) i parę innych, już nawet nie pamiętam jakich (serio – jest to tak powtarzalne, że się zapomina), aktywności. Potem już tylko walka z kilkoma (!) wrażymi pachołkami, ewentualnie zabicie przywódcy i dzielnica nasza.

Serio? Tylko tyle? W niektórych dzielnicach ta „finałowa walka o panowanie” trwa mniej niż minutę! Nie wspominając już, że po wszystkim „czerwoni” bez problemów dołączają do „zielonych”. Ktoś tu chyba poszedł na łatwiznę.

Skoro już o tym mowa – miło, że mogę zabrać ze sobą kilku członków mojego gangu. Ba, potrafią nawet wsiąść do powozu lub ukraść jakiś i podążać za bohaterem(ką). Szkoda tylko, że rzadko z nich korzystałem, a jak już – traktowałem ich jak mięso armatnie. Co z tego, że zginą? Niebawem pojawią się następni. I kolejni. Nie czułem wobec nich takiej więzi, jaką miałem z członkami Bractwa z Brotherhood. Ot, takie oszołomy, które chętnie zginą, gdy im każę. Ewentualnie „zasłona dymna” – oni się tłuką ze strażnikami, a ja tymczasem wchodzę z innej strony.

Na koniec zostawiłem bohaterów współczesnych. Z kamer asasynów możemy sobie poobserwować zmagania znanych od drugiej części Rebecci Crane i Shauna Hastingsa. Oboje przeszli taki lifting, że początkowo myślałem, że mieli jakiś wypadek. Serio – we wcześniejszych odsłonach wyglądali jakoś… ładniej. Przynajmniej te sekwencje nie są długie, więc plus się należy. Jak również za utwór przy ich ostatniej sekwencji.

A, zapomniałbym. Jest jeszcze wnuczka Jacoba (Lydia, bodajże), której misje rozgrywają się w czasie I Wojny Światowej. Super. Jej zadania zostały chyba upchnięte na siłę, bo ogólnie miałem gdzieś co się tam dzieje. Ot, zrobiłem te misje, ale tylko z chęci zobaczenia jaką nagrodę dostanę.

London’s burning

Londyn za czasów panowania królowej Wiktorii wydawał mi się doskonałym miejscem akcji dla nowego Asasyna – miasto było wówczas sercem największego (terytorialnie) Imperium na świecie. Ponadto te wszystkie opowieści o wilkołakach, Kuba Rozpruwacz, mroczne uliczki, których lepiej nie zwiedzać i Tamiza sprawiały, że czułem się pewnie. Przecież nie da się tego zepsuć – ta metropolia została stworzona do takiej gry.

I się lekko zawiodłem. Klimatu tu za grosz – bezpieczne uliczki, czasem jakieś zdarzenia losowe (takie, jak w poprzedniej części…). Jedynie znane miejsca i wypełniona barkami Tamiza dają tu radę. Reszta jest zbyt… czysta, sterylna wręcz. Spodziewałem się brudnych, obskurnych domów i mnóstwa żebraków i kalek w gorszych dzielnicach, a dostałem jedynie lekko podniszczone budynki i nieco gorzej ubranych ludzi. Aczkolwiek, dzielnice fabryczne z wielkimi kominami naprawdę dobrze wyglądają.



Fakt, widać różnice między dzielnicami – bogacze chodzą po lepszych, biedota po gorszych (a to ci dopiero :D). Ale to za mało, by ukazać całą panoramę ówczesnej metropolii, jaką był Londyn.

Miasto zostało podzielone na dzielnice – jest ich siedem. Początkowo każdą rządzi inny Templariusz i każda ma inny poziom postaci wymagany do jej zdobycia. Nieźle pomyślane, przyznam. Problem w tym, ze nawet po wyzwoleniu po ulicach kręcą się przeciwnicy (czego tam szukają?). Dodatkowo, zdobycie wszystkich zajmuje raptem kilka godzin, a szkoda, bo można to było rozplanować o wiele lepiej.

W mieście porozrzucane są znajdki, z których najciekawszą są pozytywki, których znalezienie daje dostęp do skarbca i zbroi dla Evie. Szukanie ich daje niezłą frajdę, o ile ma się szczęście (lub korzysta z poradników), ponieważ trzeba nasłuchiwać ich melodii i iść za dźwiękiem. Wreszcie jakaś odskocznia od „kup mapę i masz na niej wszystko”. Należy się plus.

W tej części bazą Asasynów jest pociąg, który jeździ po całym mieście. Sam pomysł jest świetny – niekiedy przenosiłem się do niego tylko po to, by sobie w nim pojeździć. Niestety, zabrakło mi możliwości jego rozwoju/rozbudowy, podobnej do Kawki. W zamian dostałem kilka (cztery czy pięć) misji „pociągu” (nie bardzo wiem na co wpłynęły). Pociąg zmienia swój wygląd po kolejnych sekwencjach, więc po jakimś czasie wygląda bardzo elegancko.

Nowością w grze są powozy. Przyznam się szczerze – bardzo mi się spodobały i przydałoby się rozwinięcie tego pomysłu w kolejnym Asasynie. Frajdę sprawiało mi wygrywanie kolejnych wyścigów. Niestety, zauważyłem, że przeciwnicy niekiedy oszukują i potrafią znikąd pojawić się za plecami gracza, by na ostatnim zakręcie zdobyć prowadzenie i wygrać. Może mają nitro? Albo stosują jakąś karmę? Niemniej, element warty dalszego rozwijania.

Zauważyłem też pewien problem z powozami – drastyczne spadki płynności. Na moim sprzęcie gra chodziła bez problemu na średnio-wyższych detalach. Mogłem biegać, skakać, pływać i zabijać bez problemów. Ale gdy wsiadałem do powozu gra potrafiła mi się przycinać co kilka minut. Szczególnie frustrujące to było podczas wyścigów i misji.

Inna nowość ułatwiająca poruszanie się po mieście – wystrzeliwana linka- okazała się, moim zdaniem, sukcesem. Wprawdzie zabierała frajdę wspięcia się na najwyższy budynek, ale nie oszukujmy się – rewolucja przemysłowa i postęp musiały wpłynąć także na uzbrojenie Asasynów. Z linki korzystałem często i uważam, że w kolejnej części należy rozwinąć jej potencjał. Niekoniecznie w stylu Batmana.


Muzyka też mi się spodobała – brzmi dobrze, a kawałek w ostatnim filmiku o współczesnych asasynach (niestety, nie znam tytułu) był po prostu genialny.

Roboty (nie tak zaraz) od groma

Skoro już wspomniałem o aktywnościach pobocznych warto napisać, że w grze tylko pozornie jest co robić. Losowe misje typu eskorta powozu, atak na powóz, na pociąg, barkę oraz kradzież ładunku początkowo dają frajdę. Po jakimś czasie jednak zaczyna się to nudzić (szczególnie, gdy zdobędzie się pełną reputację u odpowiedniej osoby), a nagroda wydawać niewielka (pod koniec miałem prawie 100000 funtów, co przekłada się na dzisiejsze osiem milionów (!) funtów [źródło: www.measuringworth.com]).

Całość dopełnia „Fight club”, w którym możemy pobić paru gości i nieco zarobić. Zabawnie, bo o ile do Jacoba tego typu misje pasują – tak do Evie już niezbyt. Mimo to gra nie widziała problemu, że dość skąpo (jak na tamte czasy) odziana młoda kobieta walczy na arenie ze spoconymi, rozebranymi do pasa mężczyznami…


Z kolei misje głównego wątku nie odbiegają od asasyńskiego standardu. Jedynie te, gdzie zabijamy ważną fabularnie postać są atrakcyjne – różne drogi wejścia, kombinowanie i skradanie się jest tym, co powinno być zawsze obecne w serii. Za każdym razem z uśmiechem witałem te misje. Gdybym tylko wiedział czemu niektórych zabijam…

Podsumowanie


Kończąc tę recenzję powinienem postawić ocenę. I tu mam zagwozdkę – z jednej strony cały czas marudzę, a z drugiej – bawiłem się całkiem nieźle. W moi prywatnym rankingu, Syndicate stoi powyżej Unity, Revelations i „trójki”, więc nie jest tak źle. Jako fan serii stawiam grze mocne 3,5/6 i mam nadzieję, że zapowiedziany rok przerwy wyjdzie serii na dobre.

sobota, 20 lutego 2016

Setny wpis!

Wreszcie udało mi się stworzyć wpis numer 100. Wprawdzie nie jest taki, jak sobie zamarzyłem (z przyczyn obiektywnych), ale trudno.

Wpis jest kolejnym msm-em, ale nietypowym. Po pierwsze – dotyczy materiału audio, po drugie – jest jednym z niewielu tego typu wpisów w tym roku. Ale o tym na końcu.

Jakoś czas temu portal fronda.pl opublikował materiał audio z konferencji pewnego Księdza Profesora zatytułowanej „Przemoc i magia w komputerze”. Link do materiału znajduje się tradycyjnie na końcu.

Trochę się, przyznam, namęczyłem, by każdy cytat był dokładny ;). Przy okazji dodam, że niektóre treści wcale nie są głupie. Przynajmniej nie całkowicie. Ja jednak, tradycyjnie, przyczepię się właśnie tych niezbyt mądrych :). Moje zdrowie psychiczne już nigdy nie będzie takie samo po tym materiale. Wasze, możliwe, że też.

Pominę przydługi wstęp o m.in. wróżbitach. Przejdę od razu do gier.

Oto relacja jednego z licealistów (…) „gdy przychodzę zmęczony i zdechnięty ze szkoły rzucam plecak w kąt, włączam komputer i jak już wszystkich wymorduję jestem wypoczęty. Idę umyć ręce i siadam do obiadu.”

No, to się dopiero nazywa speed-gaming :D. Tylko ciekawe czy istnieje gra, w której w krótkim czasie da się wymordować wszystkich? Skoro to była konferencja to taka informacja powinna zostać podana. Tak samo, jak źródło owych „rewelacji”.

(…) On odpoczywa, jak bandyta, który w zajęciach swoich – morderczych – w niszczeniu i w destrukcji, znajduje źródło komfortu psychicznego.

Oczywiście, lepiej, żeby poszedł pić wódkę i palić dopalacze z kumplami :).

A tak bardziej serio – nasuwa się szereg pytań: czy bandyci tak odpoczywają? Czy niszczenie to ich hobby? Czy jak nie odpoczywają to są porządnymi ludźmi? Czy to oznacza, że nie ma nic gorszego od odpoczywającego bandyty? Tyle pytań, a odpowiedzi brak :(.

Normalny uczeń, normalnej szkoły, z normalnej rodziny. Być może babcia mu kupiła komputer na Pierwszą Komunię.

Skoro jest licealistą, to raczej komputer z Komunii już dawno albo leży w piwnicy/na strychu albo leży jako „wspomnień czar”… albo już dawno wylądował na śmietniku. Dodatkowo – w takim razie to wszystko wina babci i komunii? :D

(…) I zdążył uzależnić od tego komputera.

Oj tam zaraz – uzależnił. Ja mam komputer od (prawie) 16 lat i się nie uzależniłem :P.

On nie potrzebuje rozmowy z nudną babcią.

To jest zakładanie czegoś z góry. A może ten młody człowiek dużo rozmawia z babcią? A może ona już nie żyje? Ale tak jest najłatwiej – stereotyp goni stereotyp. Trzeba też będzie dopisać nowe punkty do Małego Słownika Spychologii – babcia i Komunia :D.

Póki co przejdźmy dalej:

On się oswaja z symbolami (magicznymi), ze zwrotami, z rytuałami rożnego typu.

No i? Czytając różne książki (o nich również jest mowa pod koniec) też może się oswoić z „magią”. A między oswojeniem a stosowaniem jest dłuuuuuga droga.

Bo szybko się człowiek przekonuje, że Znaki nie działają :(. A smoków nie ma, więc Krzyki też są bezużyteczne. Podobnie, jak… sami sobie dopiszcie :P.

Dalej jest o stronach sekt w amerykańskim Internecie pod koniec 1999 roku, z wyszczególnionymi liczbami. Szacun, ale mnie to nie interesuje :).

Oczywiście, ogromnym polem popisu dla treści magicznych i gdzie magia jest wykorzystywana w sposób nagminny, aż do przesady (…), są, oczywiście, gry komputerowe.

Czy wszędzie? Takie Cities Skylines… ach, magiczne znikanie kierowców stojących w korkach. To może FIFA? No tak – piłkarze biegający ze złamanymi nogami. Tetris – klocki spadają magicznie spoza świata. O szachach nawet nie wspomnę. Czyli to prawda – w każdej grze jest jakaś magia!

Jeden z katechetów pisał swoją pracę magisterską, analizując gry ogólnodostępne, bardzo powszechne, dostępne w Polsce. Często je babcie kupują, jako nagrodę za dobrą ocenę na koniec roku dla swoich kochanych wnuków.

Co Ksiądz Profesor z tymi babciami? Nie ma nikogo innego winnego? Nie wiem – Diablo, Harry Potter, nekrofilia?

Stwierdził (ten katecheta) niesamowitą sprawę. (…) Nawet w grzecznych grach, typowo bajkowych, gdzie, na przykład, rycerz poszukuje księżniczki śpiącej w którejś tam komnacie nie wiadomo dlaczego – raczej wiadomo dlaczego – umieszczone są (…) dekoracje, na przykład na wrotach, typowo satanistyczne – głowa kozła, trzy szóstki, pentagram, patrzące oko Lucyfera.

Ermm… czy ktoś zna taką grę dla dzieci? Jestem nieco do tyłu z tego typu grami, więc pewnie coś przeoczyłem.

Dalej jest o Albanii, czaszkach i Haloween. Posłuchacie sobie sami :).

Nagłośniony przez polskie media przypadek 17-letniego Maxa z Trelleborga (…), który, gdy matka chciała mu wyłączyć dostęp do Internetu, zagroził jej nożem (…).

Co z tymi Maksymilianami jest nie tak? Jeden grozi nożem, inny zabija babcię (o czym już pisałem). Nie wspominając już o takiej postaci, jak Max Daume (wygooglujcie sobie :D). Tego imienia trzeba zakazać :P!

A teraz, dla odmiany, coś mądrego:

Szwecja należy do najbardziej zaawansowanych informatycznie krajów. Grami elektronicznymi bawi się tam ponad dwa miliony na dziewięć milionów mieszkańców.

Ok, więc pojawił się jeden zwyrodnialec na DWA miliony osób… Nie wiem ilu w Polsce jest bibliotekarzy, ale idąc tą logiką i w świetle ostatnich wydarzeń – powinniśmy ich wszystkich pozamykać zanim kogoś zabiją.

Dalej jest o czasie grania w Szwecji (posłuchacie sobie) i wracamy do Polski:

U nas się bardzo ostrożnie te tematy omija. Są niewygodne, oczywiście, dla tych, którzy tworzą owe lobby informatyczne czy nowej informatyki {?}.

Interesujące – czyli te wszystkie książki, artykuły itd. to była tylko halucynacja? Ten materiał też chyba jest…

… Nie, niestety – to rzeczywistość. Moja głowa… I moje biurko ;(.

A gry? A na przykład wspomniana już gra „Hell” – „Piekło”. Akcja toczy się w dwutysięcznym 2095 roku w stolicy USA, Waszyngtonie. Rządzi tam ohydna partia (…) totalitarna - „Ręka Boża”. Jej liderem jest Imperator Solenesolux {?}. Wydał własną, zastępczą, Biblię. Obowiązuje wszystkich, jako konstytucja i jako nauka jedyna {to jak w średniowieczu w Europie :D}. Przeciwników politycznych czekał straszny los – strącał ich do piekła. I nie była to pusta groźba – partia bowiem ma wielką moc – ma dostęp do bram (…) piekła. (…) W grze nie masz dużego wyboru – możesz być albo bohaterem żeńskim rządzącym tym krajem –Arhelą - lub męskim – Dideonem (…)

Po wysłuchaniu tego fragmentu naszły mnie dwie wątpliwości. Po pierwsze – skąd Ksiądz Profesor tak dobrze zna fabułę tej gry? A po drugie – o jaką grę chodzi? Jedyna gra Hell, jaką znalazłem, to strategia turowa, w której walczy dobro ze złem (link do gry-online.pl), ale nie ma informacji o żadnej partii. Może ktoś ma jakiś inny pomysł?

A tymczasem idźmy dalej:

W wielu scenariuszach gier o wyraźnie satanistycznym charakterze często się wplątuje wątek, czy obrazy, scenerie (…) typowo chrześcijańskie. Na przykład w trójwymiarowej strzelaninie „Zagłada – Piekło na Ziemi” {wiecie o jaką grę chodzi. I z którego jest roku :D} główny trzon tej gry obecny jest w byłej kaplicy (…) pochrześcijańskiej, pojawia się symbolika masońska (…), ołtarz jest przygotowywany, jest to dawny ołtarz kapliczny, chrześcijański, przygotowany jest do czarnej mszy – świeczniki są zrobione z nabojów do sztucera.

Myślicie, że to jest dziwne? Przeczytajcie/posłuchajcie dalej:

Powinny być zrobione z tłuszczu, zmieszanego z woskiem z tłuszczu z dzieci nienarodzonych, a resztki spalonych dzieci narodzonych powinny być – to jest przepis Crowley’a.

Trochę tego nie rozumiem. Z jednej strony gani się gry, że pokazują „ołtarze” do czarnych mszy. A z drugiej podaje się jak się powinno takowe robić…

Pomijam również fakt, że w tej grze chodziło, z tego, co pamiętam, o przepędzenie stamtąd tych „pomiotów Szatana”, o czym Ksiądz Profesor, oczywiście, nie wspomina. Bo by nie pasowało do tezy, nie? Dodatkowo – nieletni nie powinni sięgać po takie gry – a to już jest odpowiedzialność rodziców, nie twórców.

Dalej obrywa się „Diablo”, ale to już jest nudne. Jedyna warta wspomnienia rewelacja to:

(…) gra „Diablo” firmy Blizzard – włoskiej {???} firmy. (…)

To się Blizz zdziwi. Chyba nawet bardziej ode mnie. Zresztą, teraz to chyba powinni się nazwać „La Tormenta” :D.

Ciekawie robi się po słowach Księdza Profesora o „paciorku w podziemiach katedry przed ołtarzem Szatana”:

Ale lepiej o szczegóły nie pytać, bo już babcia zemdlała. Co też kupiła swojemu dziecku, wnukowi kochanemu? Bo gdzie tam będzie pytała się i dopytywała – przecież ona wierzy swojemu kochanemu wnukowi. (…).

I znowu te babcie winne… Ech…

Dalej jest o piśmie „W.I.T.C.H.” i pytania podobne do tych z badania dr Kimberly Young (link), obrywa się też… Jamesowi Bondowi i Janosikowi (!). Polecam także fragment o tajemniczym obrazku z niemieckim żołnierzem, karabinem, Ukrainką, dżojstikiem, punktami i decyzjami (około 49 minuty).

Idźmy lepiej dalej.
 Gry mogą stymulować przemoc, seksizm {?}, rasizm {nienawidzę orków :D!}.

Tylko „mogą”, tak? Czyli wcale nie muszą. Lepiej by zabrzmiało, gdyby powiedzieć „zawsze”. (Inna sprawa, że słowo-wytrych musi się pojawić :) ).

„Oczywiście, we wszystkich możliwych opowiadaniach komputerowych {?} jest możliwość, jest miejsce dla magii.”

Już o tym pisałem wyżej. Czas na stały punkt – gatunki gier:

(…) Wśród klasycznych czterech rodzajów fabuł, opowieści komputerowych, często połączonych z grami {a z czym innym?}. Są gry kosmiczne oparte o gatunki space opera i fantasy (…). Mamy gry alternatywne {?}, gdzie (…) magia jest elementem techniki – technika (…) ma wymiar magiczny. Ona wszystko może (…). To są gry typu różnych translokacji {???}, gdzie równolegle do świata ludzi występuje świat magiczny – są różne bramy, przejścia np. Ognisty Miecz {??}, Smok, Jerzy, Wixona {co? kto?} (…). W futurystyczno-apokaliptycznych grach-opowieściach (…), gdzie gra dzieje się np. w przyszłości, po katastrofie nuklearnej (…). Gry immanentne, gdzie świat magiczny i świat realny nawzajem się przenikają, koegzystują – magia wkracza w świat współczesnej rzeczywistości. (…).

Cóż, każdy naukowiec musi opracować własne gatunki gier. Nic w tym dziwnego nie widzę :P.

Na tym koniec (uff…) – resztę sobie dosłuchacie


Jeszcze słowo o msm-ach. Otóż, postanowiłem, że tego typu wpisy będą pojawiać się o wiele rzadziej niż do tej pory. Myślę, że wszystkim nam wyjdzie to na zdrowie (głównie mi :D), a i temat nie opatrzy się już tak mocno.


Do zobaczenia za tydzień!

sobota, 6 lutego 2016

Brunetki, blondynki…


 Witam Was po przerwie świątecznej :).

Dzisiejszy wpis będzie mocno nietypowy, bo o bohaterkach gier. A ściśle mówiąc – o kolorach ich włosów. Aż dziwne, ze nikt jeszcze nie wpadł na to, by sprawdzić jaki jest najpopularniejszy (ja w sumie też nie – to był pomysł mojego znajomego :D).

Żeby „ułatwić” sobie zadanie postanowiłem brać pod uwagę tylko bohaterów predefiniowanych (czyli np. Dovahkiinka ze Skyrim odpada) oraz ważne dla fabuły postacie. Dodatkowo postacie, które powstały na długo przed grą (np. Yen i Triss) też nie trafią na listę.

Oczywiście, lista z całą pewnością nie jest pełna. Zachęcam Was do jej uzupełniania – piszcie w komentarzach kogo Wam brakuje (lub jeśli się gdzieś pomyliłem), a ja będę dopisywał na bieżąco. Przy okazji dajcie tez znać, czy tworzyć więcej takich „innych” wpisów :).

Kolejność alfabetyczna.

Blond:

Astrid – Skyrim
Ayumi – Blades of Time
Delphine - Skyrim
Jaina Proudmoore – Warcraft
Leanna – Dark Messiah of Might and Magic
Lucy Stillman – Assassin’s Creed
Lula – Lula :P
Maria Kane – Just Cause
Sylvanas Windrunner - Warcraft
Tracey de Santa – GTA V
Ves - Wiedźmin

Brązowe :

Amanda de Santa – GTA V
Aveline de Grandpré – Assassin’s Creed Lieration
Catalina – GTA III
Cate Archer – No One Lives Forever
Ellie – The Last of Us
Evie Frye – Assassin’s Creed Syndicate
Frankie Malone – The Godfather the Game
Isabel – Heroes of Might and Magic V
Jan Ors – Star Wars: Jedi Knight
Jodie Holmes – Beyond: Two Souls
Lara Croft – Tomb Raider
Maria Latore – GTA III
Naomi Hunter – Metal Gear Solid
Purna – Dead Island
Tavion - Star Wars: Jedi Knight

Czarne:

Alyx Vance – Half Life 2
Amelia – King’s Bounty
Bayonetta - Bayonetta
Bishop – Assassin’s Creed Unity & Syndicate
Bolo Santosi – Just Cause 2
Chell - Portal
Claudia Auditore – Assassin’s Creed
Elizabeth – Bioshock Infinite
Faith - Mirror's Edge
Jade – Beyond Good and Evil
Maria Auditore  - Assassin’s Creed
Maria Thorpe – Assassin’s Creed
Miranda Lawson – Mass Effect
Mona Sax - Max Payne
Patty Steelbeard – Risen
Rebecca Crane – Assassin’s Creed
Xian Mei – Dead Island
Venetica - z gry Venetica

Niebieskie:

Tyrande Whisperwind - Warcraft

Rude:

Abigail - Wiedźmin
Aela the Huntress - Skyrim
Élise de la Serre – Assassin’s Creed Unity
Elisif the Fair – Skyrim
Red - Transistor
Sofia Sartor – Assassin’s Creed Revelations

I to by chyba było na tyle w dzisiejszym wpisie. Zachęcam do dopisywania kolejnych postaci w komentarzach :).



PS. Ze względu na to, że następny wpis ma numer 100 przygotowuję coś specjalnego… i nieco się to opóźni, więc kolejny post pojawi się dopiero za dwa tygodnie.

Za wcześnie?

 Znacie już moje zdanie o starych grach wydanych w „wersji HD” . Ostatnio jednak naszła mnie inna myśl – a co z grami „early access”? Czy na...